piątek, 3 lutego 2012

Kawał drutu jako symbol statusu społecznego

 http://www.sixmoons.com/audioreviews/modwright5/dan_room.jpg


Audiofile, jak powszechnie wiadomo to ,,specyficzna grupa słuchaczy''. Ich specyfika polega na tym, że wydają krocie na regularne ulepszanie własnych, domowych sprzętów głośno grających (mówiąc po ichniemu: systemów audio). Nie trudno się domyślić, że na taki (wart często ponad 100 000 zł) sprzęt mogą pozwolić sobie statystycznie najczęściej osoby lokujące się w wyższych obszarach drabiny społecznej: lekarze, politycy, przedstawiciele zawodów prawniczych itd., którzy zdążyli już zarobić odpowiednie sumy pieniędzy, a więc wiekowo lokują się również w wyższych obszarach piramidy wieku. Pytanie, po co oni to robią. Otóż miłośnicy audio ulepszają swoje systemy audio po to, aby móc usłyszeć jak najwierniej muzykę, odtworzyć brzmienie najlepszych sal koncertowych świata w swoim domu. Hi-fi znaczy właśnie z angielskiego high fidelity, czyli wysoka wierność. I tu dochodzimy do paradoksu, ponieważ zakładając, że z wiekiem słuch słabnie a audiofile z wiekiem ulepszają swoje systemy, to w sytuacji ,,idealnej'' najlepszy sprzęt będzie miał ten, kto najsłabiej słyszy.

Tyle w kwestiach ogólnych. O kwestii audiofilskiej przypomniał mi znajomy, który dziś z rana przesłał mi interesujący link do recenzji audiofilskiego kabla USB za ponad dwa i pół tysiąca złotych. Autorowi recenzji brzmienie kabla spodobało się. Sprawa jest o tyle ciekawa, że - jak mi wskazał ów znajomy - w elektroakustycznym przesyle dźwięków przewodzenie i izolacja przekładają się na brzmienie. Natomiast w przesyle cyfrowym jedynki i zera w każdym z przewodów pozostają tylko jedynkami i zerami, a o zachwycie - w opinii tego znajomego - decydował efekt placebo. Kwestia do sprawdzenia, nie moja to branża, ale zakładając, że ma rację to dochodzi tu drugi czynnik po pogarszaniu słuchu, sugerujący, że audiofilia to choroba społeczna nie zaś organiczna.

Zatem istnienie grup mężczyzn w średnim wieku o wysokim statusie społecznym, którzy pławią się w cudownym brzmieniu sprzętu za 100 000 zł warunkowane będzie raczej uznaniem owego sprzętu za symbol społecznego statusu, nie zaś szczególnymi kompetencjami odbiorczymi. Audiofile to jedno z neoplemion społeczeństwa postindustrialnego (por. Maffesoli 1988/2008), które gromadzi się wokół statusowego zainteresowania sprzętem muzycznym, a którego wspólnotowość bardzo często rozgrywa się w rzeczywistości wirtualnej na różnego rodzaju forach.

Tak kwestię można zinterpretować nawiązując do socjologizmu (społecznego redukcjonizmu), więc dodam, że efekty placebo często są pośród audiofilów redukowane dzięki narzędziom pomiarowym, którymi sprawdzają brzmienie swoich systemów. Badający tę grupę społeczno-konsumencką na początku XXI w. w USA Marc Perlman dzieli ich na dwie grupy. Złotouchych i czytelników metrum - pierwsi z nich są zwolennikami subiektywizmu i zaufania do tego, co słyszą ich uszy, drudzy zaś preferują raczej postawę analityczno-obiektywną odwołując się do różnego rodzaju pomiarów dźwięku (por. Perlman, Social Studies of Science, 34/5). 

Marketingowo-ekonomiczne pytanie odnosi się do tego, czy istnienie obu tych grup jest opłacalne dla branży produkującej odtwarzacze, wzmacniacze, głośniki i kable. Myślę, że nie, że magiczny świat konsumpcji (por. Ritzer 1999/2001) potrzebuje więcej złotouchych, którzy będą przywiązani do symboliki przedmiotów, jakimi są kable i wzmacniacze i za ich pomocą będą chcieli budować swoją pozycję społeczną. Ciekawe jak często za cenę wygody (ponieważ z kabli można zrezygnować na rzecz przesyłu bezprzewodowego) i jakości dźwięku.


***
Tutaj moja odpowiedź na nadesłaną mejlowo krytykę: O etykę i bladozielone pojęcie
Share:

5 komentarzy:

  1. Taka refleksja i kilka pytań w kontekście powyższego wpisu: Czy przyjemność słuchania muzyki "jak na koncercie" w znakomitej jakości to zjawisko grupowe czy indywidualne? Innymi słowy, czy audiofile gromadzą się, aby wspólnie podziwiać dźwięki? Albo czy audiofilie przejawiają ochotę do zapraszania znajomych, aby mogli z nimi dzielić ów muzyczne cuda, czy też raczej rozkoszują się nimi sami w domowym zaciszu? Jeśli bowiem skłaniają się do zachowań indywidualnych, to można przypuszczać, iż to kolejny przejaw indywidualizacji kultury (tudzież kultury indywidualizacji), gdzie jednostki nie uczestniczą w "zbiorowych" koncertach, ale sami sobie organizują koncert w domu.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie znam środowiska audiofilów perfekcyjnie, choć kilka społecznych sytuacji odsłuchowych doświadczyłem. Myślę, że masz rację wpisując audiofilów w nurty indywidualizacyjne kultury współczesnej. Chodzi o to, że w codzienności słuchają oni sami (ew. z żoną, konkubiną, czy innymi domownikami) a w odświętności w swoich neoplemionach. Z audiofilią jest jak z indywidualizacją. Nie ma 'sensu' w całkowitej samotności, a nabiera sensu w kolektywie. Tak jak piszą specjaliści: indywidualizacja to nie zapaść a przemiana więzi i stosunków społecznych.

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak, ten post dosyć dobrze oddaje sytuację w audiofilii :) ale w rzeczywistości jest jeszcze gorzej ;) i śmieszniej :) Piszę to jako niekwestionowany i mocno doświadczony ekspert w tych sprawach :)

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Będę zatem uważnie śledził Pana blog, bo - jak już pisałem - myślę, że audiofilia to zjawisko czysto społeczne, wiążąca się z osiąganiem prestiżu we własnych grupach odniesienia i faktyczną bądź wymarzoną lokalizacją w strukturze społecznej niż z czymkolwiek innym. Ukłony i pozdrowienia, ZS

    OdpowiedzUsuń