[WYJAŚNIENIE: tekst pisałem na przełomie marca i kwietnia 2020, ale nie zdecydowałem się publikować go w tej wersji na blogu. Włączyłem jego kluczowe zapisy do tekstu, który ukaże się w czasopiśmie Dyskurs i Dialog i będzie traktował o muzycznych reakcjach na pandemię SARS-CoV-2019 we Włoszech i w Polsce]
Marcowego popołudnia kilkudziesięciu
Niemców w bawarskim Bambergu wyszło z mieszań, wystawiło krzesła
na daszki od klatek schodowych swoich bloków i pod "batutą" keybordzisty zaintonowało piosenkę Bella Ciao. Kameralne
osiedle, trzykondygnacyjne szeregowce ustawione w integrujący sposób, bo frontalnie. Niemcy śpiewają po włosku mając przed oczyma
wydrukowane teksty. Mężczyzna zapowiada po włosku, że przez tą piosenkę chcą
wyrazić solidarność z dotkniętymi kryzysem epidemiologicznym Włochami, którzy
obecnie również wykonują "koncerty balkonowe". Zaczynają. Kobieta z dzieckiem w
oknie gra na tamburynie, dziewczyna siedzi grając na cajonie,
pomiędzy blokami w pewnej rozsypce stoją dzieci, wisi podtrzymywana przez małą
dziewczynką flaga włoska z napisem Bamberg pozdrawia Vahrm.
Filmik rozszedł się po sieci w nomen-omen sposób wirusowy, ale o co tu chodzi?
Dlaczego Niemcy? Dlaczego Włochom? Jakie koncerty balkonowe?
Muzyczna reakcja na kwarantannę
Zacznijmy od tego, że w mediach elektronicznych pojawiają się regularnie informacje o życiu muzycznym Włoch w
czasie pandemii SARS-CoV-2. Rząd włoski ogłosił narodową
kwarantannę, gdzie spędzania czasu wolnego poza domem zostało zakazane. Surowe
relacje na ten temat można było znaleźć w mediach społecznościowych typu
Twitter czy Instagram albo w artykułach medialnych, gdzie był one dodatkowo
komentowane. Tematem zajęły się media pierwszoligowe, jak TIME czy The Guardian (w Polsce mniej
pierwszoligowy NOIZZ). Relacje mediów ogólnie przekazują, że
uwięzieni w mieszkaniach Włosi dali upust swojej izolacji i samotności w taki
sposób, że zaczęli organizować koncerty balkonowe. Można to zobaczyć np. na
poniższym mini-reportażu New Yorkera.
Uzupełnię, że z tego, co widać na filmikach, to włoskie
koncerty balkonowe przybierały trojaką formę:
- Odtwarzania
muzyki z
głośników tak, aby sąsiedzi słyszeli
- Muzykowania, grania na instrumentach i
śpiewania (solowo, zespołowo, instrumentalnie, wokalnie)
- Tańczenia do słyszanej muzyki z
dwóch powyższych źródeł (spontaniczno-chaotycznie i w stylach tanecznych)
Włosi, którzy mieli początkowo podchodzić do tej epidemii
dość luźno, nagle zostali niejako uwięzieni w swoich mieszkaniach.
Prawdopodobnie mogło być to dla nich dość nieznośne, bo (jak
przekonywał w rozmowie z Onetem znany z Tańca z Gwiazdami Włoch
Stefano Terrazzino) spędzają wiele czasu w towarzystwie znajomych w
kawiarniach. Z jednej strony zgubiło to ich w momencie rozprzestrzeniania
wirusa, a z drugiej - jak zapewnia włoski celebryta - potrzeba bycia w
towarzystwie pomaga im teraz, gdy wspólnie muzykują.
Społeczne funkcje balkonowej muzyki
W czasie narodowej kwarantanny we Włoszech jak na
dłoni widać coś, co podręcznikowo można nazwać społecznymi funkcjami muzyki. Na pierwszym planie uwidoczniła się oczywiście
integracyjna funkcja muzyki. Wspólne słuchanie muzyki, wspólne muzykowanie oraz
taniec jako forma odbioru dają społecznościom sąsiedzkim tzw. poczucie
"my", przekonanie o byciu razem itd. W sytuacji zagrożenia to
poczucie staje się zdecydowanie ważniejsze niż w bezpiecznej codzienności.
Zagrożenia - jak przekonywał Wojciech Sitek w pracy Wspólnota i
zagrożenie. Wrocławianie wobec wielkiej powodzi - silnie oddziałują na
naszą wspólnotowość. Powołują ją, nadają jej znaczenie (np. obronne,
prestiżowe) albo przekreślają jej byt przez dezintegrację albo likwidację.
Ratowanie Wrocławia przed skutkami powodzi w 1997 roku zdaniem Sitka wytworzyło
w mieszkańcach poczucie wyjątkowości na tle całej Polski - dodała zbiorowej
wiary, pewności siebie i optymizmu. Do pewnego stopnia faktycznie, a do pewnego
stopnia zadziałało jako pozytywny mit założycielski. Wspólne muzykowanie na
balkonach to oczywiście działanie innego kalibru, więc zapewne będzie miało
odmienne konsekwencje dla tych wspólnot. Jednak będzie je z pewnością miało,
gdy doświadczenie epidemii pozostanie w zbiorowej pamięci. Na tym tle wspólne
muzykowanie również ma potencjał przetrwania w zbiorowej pamięci. Zwłaszcza
jeśli powstawałby nowy repertuar. Podobnie, jak to było podczas drugiej wojny
światowej w przypadku tzw. zakazanych piosenek. Do pewnego stopnia ma to miejsce, co pokazują dane z wyszukiwania w serwisie YouTube. Co więcej, muzykowanie integrującej się wspólnoty potencjalnie
ma też funkcje terapeutyczne - wspiera w radzeniu sobie z trudną sytuacją na poziomie indywidualnym. Choć sprawa wymagałaby pewnie bardziej szczegółowych badań, jak choćby te prowadzone nad weteranami wojennymi.
Virale, flash moby i włoska kultura
muzyczna
W dosłownym tłumaczeniu z języka angielskiego pojęcie to oznacza „błyskawiczny/nagły/szybki tłum”, który powstaje właściwie jako pewien rodzaj happeningu. Grupa uczestników to anonimowi ludzie, którzy spotykają się we wcześniej umówionym miejscu (zaproszenie na to spotkanie zostało rozesłane poprzez e-maile i/lub smsy), wykonują zaplanowane krótkie i często abstrakcyjne działania, po czym rozchodzą się. Definicję tą przywołuję za artykułem Magdaleny J. Cyrklaff. We Włoszech było to jednak nieco inaczej, bo z uwagi na kwarantannę nikt nigdzie nie mógł się rozejść i z pewnością nie był anonimowy. Nie organizowano się przecież tylko za pomocą mediów elektronicznych, a również nawoływaniem z okna i spontanicznym włączaniem się do tego "flash mobu". Flash mob robili tylko wtajemniczeni, by zwrócić uwagę niewtajemniczonych na coś ekstrawaganckiego. Tu intencje były odmienne. Koncerty balkonowe miały charakter inkluzywny, a wręcz zachęcający do tego, aby "dołączyć do wydarzenia". Możliwe, że jednak koncerty balkonowe z flash mobem coś łączy. Może tymczasowość?
Tak czy inaczej, idea wspólnego, balkonowego muzykowania trafiła na podatny grunt kulturowy. Zresztą ona na tym kulturowym gruncie powstała. Bo przecież Włochy to kraj muzyki. Muzyka we włoskim społeczeństwie ma szczególny status zarówno w sensie kulturowym, jak i politycznym czy organizacyjnym. Norbert Elias w pracy o Mozarcie zauważał, że na ziemiach włoskich i niemieckich muzyka miała świetne warunki do rozwoju z uwagi na decentralizację. Każdy książę miał swoją orkiestrę, orkiestry też mieli biskupi i w tym tłumie orkiestr na obszarach językowych zachodziła rywalizacja, co przekładało się na rozwój muzyki włoskiej i niemieckiej. Z Włoch (a dokładniej z szesnastowiecznej Toskanii) oczywiście wywodzi się opera jako gatunek muzyczny. Włochami byli wybitni twórcy opery, jak Giacomo Puccini, Giuseppe Verdi czy Gioacchino Rossini. Zresztą postać Verdiego znacznie wykracza poza świat muzyczny i silnie odcisnęła piętno na historii kraju, zwłaszcza w kontekście zjednoczenia Włoch. Włochy to też ojczyzna instrumentów muzycznych z najwyższe półki, jak skrzypce Stradivariusa, które wywodzą się z lombardzkiego miasteczka Cremona. Włochem był Rudy Ksiądz - kompozytor Antonio Vivaldi czy wirtuoz Nicolo Paganini. We Włoszech zlokalizowane są najbardziej prestiżowe instytucje muzyczne, jak mediolańska La Scala, odbywają się festiwale muzyczne w rodzaju Festival della Canzone Italiana di Sanremo. Ktoś musi to wszystko umieć obsługiwać, a więc też mieć umiejętności gry na instrumentach. Jeszcze ktoś musi aspirować do tego, aby za kilka dekad zająć miejsce tych osób, a więc i edukować się muzycznie. Może obrazowo będzie porównać Włochy z Polską pod kątem wartości rynku muzycznego w 2018 roku. Włoski rynek muzyczny miał wartość 11 razy większą od polskiego (dane ze Statista dla Włoch, dla Polski). Co przez to wszystko chcę powiedzieć? Otóż przekonany jestem, że fakt balkonowego muzykowania mógł mieć miejsce właśnie we Włoszech z uwagi na gęstość nasycenia kompetencjami muzycznymi w pewnych segmentach włoskiego społeczeństwa. Odnoszę wrażenie, że są to właśnie pozytywne skutki, czegoś, co w socjologii miasta określane jest gentryfikacją, czyli nagromadzeniem ludzi z bogatszej klasy średniej na danym terenie.
Podsumowanie.
Od flash mobu do wspólnoty?
Socjologowie rozpatrywali flash mobu jako rodzaj zachowania społecznego, które jest zjawiskiem typowym dla zanonimizowanych społeczeństw miejskich. Ze względu braki krytycznie. Wskazując na
to, że flash mob jego protezą prawdziwej wspólnoty w
społeczeństwie indywidualistów [przydałby się przypis, ale nie mogę sobie
przypomnieć, gdzie to czytałem :-) Marody? Fatyga? Jacyno?]. Możliwe, że
pojęcie wspólnoty jest zbyt obce Włochom już na tyle, że nawołują do
wspólnotowości za pomocą kategorii incydentalnych relacji społecznych. Ten paradoks może być pewnym znakiem czasu. Znakiem, który może
wskazywać, że po epidemii zmienią się tzw. formy uspołecznienia, czyli tego jak
i w jakie interakcje gotowi jesteśmy wchodzić. Na jakie formy? Jeśli wierzyć
socjologom z UMK, Łukaszowi Afeltowiczowi i Michałowi Wróblewskiemu, to
potencjalnie na mniej nowoczesne. Bo zwalczanie i zapobieganie zakażeń i chorób
zakaźnych to element szerszego procesu zmiany społecznej zwanego w socjologii
nowoczesnością. Ta ostatnia, wedle klasycznych koncepcji, zasadzała się
upowszechnieniu racjonalizmu filozoficznego, myślenia naukowego, demokracji czy
mechanizmów rynkowych oraz właśnie wyzwolenia spod władzy drobnoustrojów.
Medycyna powinna sobie prędzej czy później z popularnym koronawirusem poradzić,
ale do czasu aż sobie nie poradzi możemy mieć do czynienia z ciekawą mieszanką
zdobyczy rewolucji informatycznej z elementami tradycji, choć stawiałbym raczej na wzrost nieufności wobec obcych w Polsce (i nie mam tu na myśli pracowników z Bangladeszu i Nepalu, a przechodniów, współpasażerów czy też ludzi, obok których robimy zakupy itp.).
0 comments:
Prześlij komentarz