http://www.chip.pl/images/2012/05/10/07052012162557ertert.jpg/image_full
Myślałem, że przebywając w polskiej Holandii w weekend majowy przegapiłem temat, którego powinienem wręcz oczekiwać, czyli dyskusję wokół piosenki wybranej na ,,hit biało-czerwonych'' na Euro 2012. Jednak temat ciągnie się jeszcze dłużej. Więc może jeszcze załapię się na jakiekolwiek zainteresowanie;) Zwłaszcza, że np. mój znajomy, właściciel strony steglinski.com polecał mi zajęcie się tym tematem. Gwoli poprawności poniżej ta wersja zwycięskiego Koko koko, Euro spoko Jarzębiny, którą uważam za ,,obowiązującą''.
Zacznę od tego, że melodia tej piosenki nie jest własnością zespołu śpiewaczego Jarzębina. Nie jest też własnością zespołu Śląsk, ani Wojciecha Kilara. Jak wskazał dyrektor Śląska p. Zbigniew Cierniaki, iż melodia tego utworu to swego rodzaju public domain, bo jest to melodia ludowa, więc jak wiadomo ma wiele swoich wariantów i niepodobna komukolwiek przypisać jej autorstwa. Wojciech Kilar, który dostosował melodię ludową do stylistyki folklorystycznej dla Śląska zatem nie też nie dokonał kradzieży. Zaadaptował tylko dziedzictwo przeszłości do współczesności, czyli państwowo re'animowanej kultury ,,ludu pracującego miast i wsi''.
Podobnie dziś jest z przystosowaniem ludowej melodii pt. Kogut do ram konkursu na hit biało-czerwonych. Mam przekonanie graniczące z pewnością, że główna melodia refrenu Koko koko... wzorowana jest na dźwięku wydawanym przez kury, nie koguta. Przypomina mi się, jak w dzieciństwie rzucałem kamieniami w kury, a te uciekając używały wyższego tonu głosu, który odpowiada tonom sylaby spo- w tym refrenie. Myślę więc, że inspiracją dla tej melodii była zwykła obserwacja własnego pejzażu dźwiękowego. Może to właśnie dlatego, że wiejski pejzaż dźwiękowy jest odmienny od miejskiego, to wielu współczesnch Polaków ów hit drażni? Jednak na pewno Koko... jest dopasowane do reguł współczesnej kultury popularnej, ponieważ jest w pewnym sensie remiksem (mówiąc nieco bardziej uczenie: partycypuje w kulturze remiksu), połączeniem muzyki rockowej z ludową. I to muzyką ludową bardzo charakterystyczną dla naszego makroregionu etnograficznego, w którym występuje śpiew biały. To znaczy, taki rodzaj śpiewu, w którym używa się całkowicie otwartego gardła. Z zajęć z folkloru z p. dr. Piotrem Grochowskim (autorem książki Dziady. Rzecz o wędrownych żebrakach i ich pieśniach) pamiętam, że obecnie w miastach zarówno polskich, jak i zachodnich ten typ śpiewu jest nauczany przez specjalnie szkolonych etnomuzykologów praktyków za pieniądze, a więc przeżywa (albo przeżywał, bo zajęcia z folkloru to miałem w 2007 roku...) swój renesans.
Nie da się ukryć jednak, że wybór tej piosenki na hit (czyli jakoś pojęty syntetyczny symbol) biało-czerwonych może nie podobać się niektórym, bo pokazuje Polskę jako kraj dalece niecywilizowany, gdzie zapewne archaiczne formy śpiewu są przekazywane oralnie na wsi, nie w mieście przez nauczycieli akademickich. Swego czasu nawet kojarzony z prawicowym oszołomstwem Wojciech Cejrowski narzekał na mało-modernizacyjny i chłopski wizerunek [zob. od 1:33] Polski w nowych, unijnych paszportach. Jednak należy pamiętać, że muzyka wydana przez kulturę ludową charakteryzowała się tym, że była łatwa w odbiorze dla większości. Przez to jej melodie łatwo wpadały w ucho, a przez to ucho w społecznie wykształcone struktury umysłu. Dlatego myślę, że taka - może i nawet - uproszczona melodia mogła odnieść sukces masowy. W 2010 roku, gdy p. Shakira zdobywała listy przebojów z oficjalną piosenką mistrzostw świata w piłce nożnej Waka waka (remiks kultury afrykańskiej z anglosaską) jakoś nikomu nie przyszło do głowy, by bić w dzwon o nazwie: wstyd na arenie międzynarodowej.
Czesław Robotycki w 2008 roku w periodyku Konteksty. Polska Sztuka Ludowa przedstawił pojęcie kultury prowincjonalnej. Według tego badacza „kultura prowincjonalna” to współczesna struktura mentalna, objawiająca się w rytuale czy obrzędzie pozbawionym mityczno-magicznego sensu. Ta „nowa kultura ludowa” miesza wiedzę etnograficzną z istniejącymi tradycjami. Ludowość tej kultury jest często ekspercko i animatorsko wspieraną rekonstrukcją przeszłości na aktualne potrzeby festynów, agroturystyki czy lekcji regionalnych. Obecnie trafniej mówić właśnie o kulturze prowincjonalnej niż ludowej. Kultura ludowa to taki stół o czterech nogach. Elementy, na których opierała się to chłopska gospodarka (1.) i właściwe jej uposażenia materialne (2.), a także specyficzna organizacja społeczna istnienia jednostek całe życie w obrębie tej samej grupy terytorialnej (3.) oraz religijnego i mito-magicznego światopoglądu (4.). Taki stan rzeczy nie istnieje współcześnie. Można spotkać się z jego pozostałościami, jak na przykład „tradycyjnymi potrawami”, przysłowiami czy obrzędami „wskrzeszanymi” w Gminnych Ośrodkach Kultury. Zespół Jarzębiny na pewno wpisuje się w to pojęcie i nie miejmy złudzeń, że oto on odzwierciedla kulturę przodków. Jest to współczesna reinterpretacja jej. O podobnej problematyce wypowiadali się socjologowie co najmniej dwukrotnie. Najpierw w 2008 roku był to Adam Czech w pracy pt. Sprzedawcy wiatru. Muzykanci i ich muzyka między wsią a miastem oraz potem w 2011 Marta Trębaczewska w pracy pt. Między folkiem a folklorem. Muzyczna konstrukcja nowych tradycji we współczesnej Polsce. Polecam te prace wszystkim, których interesuje, dlaczego Jarzębiny mogły wygrać ten SMSowy konkurs.
Na koniec dodam, że sukces Jarzębiny, czyli nieprofesjonalnej grupy muzycznej mówi nam też coś o ,,nędzy'' profesjonalnej rozrywkowej sztuki muzycznej w Polsce. Feel, Kabaret OT.TO, Liber, Maryla Rodowicz czy Wilki nie przekonały do siebie publiczności. Ponadto najciekawszy chyba jest sam pomysł na organizowanie konkursu na piosenkę mistrzostw, co może sugerować o głębokich psycho-somatycznych związkach między sportem a muzyką.
***
Dopiszę jeszcze, że wbrew pozorom Koko... nie jest oficjalnym hymnem Euro, bo owym jest piosenka p. Oceany (czyt. ołsziany). Wszak któż by dopuścił muzyków spoza centrum do tak ważkiej roli, jaką jest bycie wykonawcą oficjalnej piosenki mistrzostw.
0 comments:
Prześlij komentarz